Beer Geek Madness 7

Z roku na rok jest coraz gorzej. I ta edycja tylko to potwierdziła.

Minusy:
1. Piwa warzone specjalnie na imprezę. Serio, na 32 browary, piwa, które w jakiś sposób kojarzą się z szaleństwem uwarzyło może z osiem? Aż tak już brakuje polotu piwowarom w tym smutnym jak pizda kraju, że uważają, że gose z marakują to jest szał? Czy może stout z kawą? Albo berlliner weisse z pomarańczą.
2. Kolejki. Dosłownie do wszystkiego – piwa, kibelków, jedzenia, schodów. Ludzi było za dużo, ale przecież „powiększono” strefę piw dają namiot na zewnątrz. Po ilości ludzi dobitnie widać, że impreza idzie w stronę ilości a nie jakości.
3. Brak płuczek do szkła. Bo po co? A rok temu narzekałem na zbyt mało ich ilość…
4. Muzyka. No ta baba, co tak bardzo chciała być cool i wyluzowana, co darła japę do mikrofonu dziwiąc się, że nikt z nią nie śpiewa. To był dramat. Potem nie było lepiej. Nie wiem skąd przeświadczenie, że jak kraftowe piwo to musi być coś związanego z szarpaniem strun. W porównaniu z ubiegłym rokiem bardzo w dół.
5. Oferta jedzenia. Z roku na rok jest coraz uboższa i coraz bardziej nudna. No i niektóre stoiska są rok rocznie, co nie wpływa pozytywnie.
6. Sporo ciemnych, mocniejszych piw wyraźnie nie doleżakowanych – włoski orzech wybijał się w nich mocno.
7. Szkła kolejny raz dość nudne, zero oryginalności. Choć dobrze, że tym razem nie ma pomniejszonego kieliszka do szampana.
8. Mimo, że w informacjach ogólnych punkt 7 stanowi:

To nie zmienia to faktu, że na niektórych stoiskach z piwami zagranicznymi obsługa lała mniejsze ilości. Dosłownie ledwie na łyk. Dlaczego? A bo tak. Chciałbym spróbować piwa a nie zwilżyć usta, a stanie ponownie w kolejce średnio mi się uśmiechało.

Plusy:
1. Kilka browarów jednak dało radę i zrobiło coś ciekawego/dobrego. Bo jak inaczej można nazwać piwo kogutem? Kojarzy się automatycznie z piwem z jądrami, ale miał być rage, więc ok. Mega zaskoczenie to browar Kazimierz, z Ela Under My Umbrella – no to był sztos. Nie było piwa, gdzie earl grey był tak wyraźny i dobrze smakujący.

Jak widać, plusów dużo nie ma. Za to minusów jest sporo. Nie rozumiem takiego podejścia do imprezy, która przecież na dobre zagościła w kalendarzu fanów piwa rzemieślniczego.
Ta edycja festiwalu dobitnie pokazała, że organizatorzy idą na ilość a nie na jakość. Nie liczy się utrzymanie poziomu, rozwój i ulepszanie rzeczy, które nie do końca się zgrywały. Jest za to parcie na hajs (bo bilety z roku na rok coraz droższe a wraz z wzrostem ceny nie idzie absolutnie żaden wzrost jakości) oraz wzajemna onanizacja jak szybko rozeszły się bilety.

Zerowy kontakt organizatorów z ludźmi, którzy piszą o swoich wrażeniach po imprezie. Zapłacili, byli, jak nie oni – będą następni. Trudno nie odnieść takiego wrażenia po braku jakiejkolwiek komunikacji.

Raczej nie zagoszczę na ósmej edycji, bo nie tyle mi szkoda pieniędzy, ile czasu na imprezę, która coraz bardziej przypomina festyn w Pierdziszewie dolnym. Tyle, że z kraftami a nie eurolagerami.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.