10 marca otworzony został w Warszawie, pierwszy w Polsce bar pod szyldem Mikkellera. Z ciekawości jak to będzie wyglądać wybrałem się na otwarcie.
Zaskakująco, ludzi niby było sporo, choć jak na stolicę oraz wolny dzień to jednak niezbyt dużo. Niemniej kolejka była.
Pierwsze co trzeba powiedzieć, to fakt, że trafić tam nie jest jakoś ekstremalnie łatwo. Lokal nie znajduje się bezpośrednio przy ulicy Chmielnej a na jednym z podwórek. Co więcej, żaden szyld nie kieruje nas w stronę baru.
Drugie to lekkie rozczarowanie wielkością budynku. Liczyłem, sam nie wiem dlaczego, na nieco większy obiekt. To jednak nic w porównaniu do rozczarowania dotyczącym wystroju. W ogóle nie czuje się, że jest się w miejscu, które ma być wizytówką browaru. Owszem jest plakat czy kilka rysunków charakterystycznych dla piw Mikkellera, jednak jakoś na tle całości to jakby szczegóły. Zwykłe drewniane blaty, krzesła, tablica z piwami, które obecne są na kranach. Brak tam po prostu klimatu.
Jeśli idzie o wybór piw na otwarcie było ok, bez jakiegoś szału. Głównie mocniejsze piwa, kilka lżejszych.
Do wyboru sporo butelek i puszek – była dość pokaźna lista. Jednak bez cen, więc jeśli coś interesowało, to trzeba było pytać obsługi ile złotych polskich sobie liczą.
Pojawiły się również piwa rzadkie, sprzedawane na kieliszki czy inne naparstki. Na przykład Utopias kosztowało 90 złotych za 20 ml.
Czekam czy coś będzie się dziać ciekawego w tym miejscu. I nie mam na myśli krano-przejęcia jakiś polskich browarów – od tego już są lokale. Klimatu ten lokal nie zyska lecz chociaż będzie oferować ciekawe rzeczy z Europy.