Pierwszy festiwal piwny w tym mieście. Już po liczbie browarów można było wysnuć wniosek, że będzie to raczej kameralna impreza. Niemniej, pchany ciekawością, postanowiłem wybrać się do Radomia, by sprawdzić, jak w miastach na kraftowej pustyni wyglądają takie imprezy.
Plusy:
1. Pierwszy festiwal w całkiem dużym mieście, gdzie nie ma nawet porządnego sklepu z kraftami.
2. Bardzo duża liczba „cywili”. Nie spodziewałem się niczego innego, a jednak trochę mnie zaskoczyła ilość ludzi, którzy zdawali się nie znać rzemieślniczego piwa.
3. Lokalne browary, których próżno szukać na większych festiwalach.
Minusy:
1. Organizacyjny chaos. Do samego końca nie było listy piw, a w jednym poście, wszystkie browary pojawiły się dwa dni przed imprezą. Na pewno aż do tego momentu trwały negocjacje z innymi browarami…
Widziałem, że również informacje o panelach nie były zbyt łatwe do odnalezienia. No i listy foodtrucków również brakowało, o ile mnie pamięć nie myli.
2. Data samej imprezy. Byłem pierwszego dnia, w piątek i po godzinie 19 to miejsce świeciło pustkami. Dlaczego? A no na rynku był organizowany darmowy koncert z okazji wydarzeń czerwcowych. Nie jeden przedstawiciel browaru narzekał i bardzo liczył na większą frekwencję w sobotę.
Nie wspominając o tym, że w Warszawie odbywał się większy festiwal, choć niektóre browary zdecydowały się być w obu miejscach.
3. Brak choćby jednego stanowiska z myjką do szkła. Rozumiem, że był to festiwal raczej dla ludzi, którzy z kraftem za dużo wspólnego nie mają i że królowało na nim piwo w plastiku, ale jednak było trochę osób ze swoim szkłem.
4. Muzyka. Fajnie, że coś innego, ale jednak dwa głośniki w takiej hali, ustawione na dość wysoką głośność, nie były zbyt przyjemne w odbiorze. Do tego kiedy były jakieś tam pseudo rapsy, to trzeba było wychodzić, bo tego pierdolenia od rzeczy nie dało się słuchać. Pomyśleć, że cały czas mógł lecieć drum’n’bass, jak to miało czasem miejsce…
5. Oferta lokalnych browarów i poziom ich piw, kóry pozostawiał wiele do życzenia. Chyba, że chodziło o to, by było jak najbardziej bezpłciowo i blisko eurolagerów, jak w przypadku piwa, które zostało wybrane piwem festiwalu.
Mimo, że minusów jest więcej niż plusów, cieszy tego typu inicjatywa. Bo niby miasto spore, a nie było tutaj porządnego festiwalu. Martwi jednocześnie podejście do tematu podobne, jak w przypadku organizowanego rok temu festiwalu foodtrucków. Trochę na odpierdol, trochę amatorsko i trochę januszowato.
Niemniej mam nadzieję, że następny festiwal poprawi błędy i będzie lepszy.
Na koniec pewien bonus.
Najpierw oferta tego browaru:
Moją uwagę przykuło piwo, jak się dowiedziałem, w stylu kveik. Zaciekawiony tym nieznanym gatunkiem i jednocześnie zelektryzowany ceną, postanowiłem sprawdzić to co jest. Powiem tak – jest srogo…
A zresztą nie tylko ta “interpretacja” stylu mnie zaskoczyła:
Takie kwiatki można spotkać na małych festiwalach. Browarze EDI, uważaj, masz konkurencję.